Ostatnio poznałem przypadek choroby osoby zmarłej na chorobę Lou Gerigha, czyli stwardnienie zanikowe boczne (ALS). Schorzenie to objawia się początkowo silnymi symetrycznymi bólami rąk i/lub nóg, z czasem następuje zanik mięśni wskutek obumierania tzw. neuronu ruchowego (dróg nerwowych w rdzeniu kręgowym odpowiedzialnych za przesyłanie impulsów do mięśni). W końcowym stadium dochodzi do zaniku mięśni oddechowych i śmierci. Stawianie diagnozy trwa długo, a choroba kończy się śmiercią po kilku latach od pierwszych objawów. Patogeneza ALS jest nieznana, poza przypadkami dziedzicznego jej występowania (ok.10% przypadków). W rodzinnym ALS występuje mutacja genu kodującego SOD, czyli enzym wewnątrzkomórkowej dysmutazy ponadtlenkowej. Działanie SOD polega na "utylizacji" wolnego rodnika nadtlenkowego (aktywny tlen O-). Rodniki takie powstają w każdej komórce wskutek działania cyklu Krebsa (cykl wytwarzania energii przez mitochondrium komórkowe). W pewnych sytuacjach (np. wraz ze starzeniem się organizmu) powstaje tych rodników zbyt dużo i wówczas dysmutaza ponadtlenkowa wiąże je i unieszkodliwia. Przypadki inne niż rodzinne ALS (tzw. sporadyczne ALS) nie mają żadnego związku z SOD. Te geny są u chorych w porządku. Tyle tytułem wstępu.
Człowiek, który miał pecha złapać ALS, przez długie lata mieszkał tuż obok kopalni siarki na południu Polski. Przez kilkanaście lat pracował w tej kopalni. W wolnym czasie uprawiał hobby w postaci prac stolarskich z użyciem żywic i farb. Po pewnym czasie (wówczas jeszcze zdrowy) przeprowadził się do Warszawy, w której rozpoczął pracę w serwisie urządzeń budowlanych. Miał tam częsty kontakt ze smarami i olejami (i spalinami).
Pewnego dnia silnie zaczęły boleć go ręce (okolice nadgarstków). Stopniowo tracił władzę w dłoniach, później doszły nogi. Od lekarza, do lekarza i po około półtora roku postawiono diagnozę - stwardnienie zanikowe boczne. Pół roku po tym już nie żył. Bezpośrednią przyczyną śmierci była niewydolność mięśni oddechowych.
W tym miejscu muszę opowiedzieć kilka słów o podobnej chorobie do typowego stwardnienia zanikowego bocznego - chorobie wyspy Guam (Pacyfik). Ludzie tam mieszkający często chorują na chorobę będącą połączeniem stwardnienia zanikowego bocznego i choroby Parkinsona. Żyją nieco dłużej z tą chorobą, bo około 5 lat. Statystyczna szansa złapania tej choroby na Guam jest około 100 razy większa niż typowego ALS. Co dziwnego jest na wyspie Guam? Otóż występują tam palmy sagowca, dające owoce (orzechy) jadane przez nietoperze i ludzi w czasach głodu (np. okupacja japońska w II wojnie światowej). Typowym daniem świątecznym jest na tej wyspie potrawka z nietoperza w mleku kokosowym (nietoperz występuje w tym daniu w całości, wraz z sierścią i wnętrznościami). Okazało się, że w korzeniach palm sagowca występuje pewien specyficzny gatunek sinic (tu pozdrawiam się kąpiących obecnie w Zatoce Gdańskiej), wytwarzający pewną toksynę. Toksyna ta wędruje korzeniami do orzechów, które następnie są zjadane przez nietoperze. W mięsie nietoperzy ilość toksyn jest kilkaset razy większa niż w orzechach (pochłonięte toksyny są z organizmu nieusuwalne i gromadzą się do końca życia) . Naukowcy podają toksynę tych sinic jako najbardziej prawdopodobny czynnik zachorowań na chorobę wyspy Guam. Ciekawe, że osobom emigrującym z Guam zdarza się zachorować nawet dwadzieścia lat po opuszczeniu wyspy.
Dlaczego połączyłem te trzy opisane sytuacje? Jak widać na ALS (lub prawie ALS) można zapaść pod wpływem genów kodujących enzym antyoksydacyjny (SOD) usuwający niektóre czynniki toksyczne z organizmu (naturalnie w organizmie powstające) - postać rodzinna. Można zapaść na chorobę "a la ALS" - pod wpływem toksyn środowiskowych (sinice) - choroba Guam. Można też zapaść na najbardziej typową postać choroby - sporadyczne stwardnienie zanikowe boczne.
Mamy więc do czynienia z dwoma przypadkami - niesprawny system detoksyfikacyjny organizmu i bezbronność wobec toksycznego anionorodnika ponadtlenkowego; - ilość toksyn, które przekracza możliwośći detoksyfikacji organizmu. Starszy wiek zachorowań na postać typową wskazuje, że mamy prawdopodobnie do czynienia z nakładaniem się zmniejszającej z wiekiem sprawności detoksyfikacyjnej organizmu i/lub nagromadzeniem w organizmie takiej ilości czynnika działającego toksycznie, którego neutralizacja jest niemożliwa.
Badań nad ALS jest stosunkowo mało. Po diagnozie chorzy żyją zwykle zbyt krótko, by móc ich przez kilka lat badać. Po usłyszeniu opowieści o osobie z Warszawy, poszedłem śladem siarki. Znalazłem opisany przypadek człowieka z ALS, który miał podniesiony poziom siarczyn w moczu i we włosach. Towarzyszył temu bardzo niski poziom zredukowanego glutationu we krwi (główny enzym antyoksydacyjny w organizmie) i toksycznie działający nadmiar cysteiny i kwasu glutaminowego we krwi. Cysteina wraz z kwasem glutaminowym jest surowcem do produkcji glutationu. Naukowcy łatwo wyciągnęli wniosek o problemach z enzymami odpowiedzialnymi za produkcję glutationu z surowców (więc gromadzą się nieprzetworzone). Po wprowadzeniu restrykcji dietetycznych pod kątem cysteiny, kwasu glutaminowego i siarczyn stan chorego przestał się pogarszać. Niestety nie wpadli na to, żeby choremu robić domięśniowe zastrzyki z glutationu. Podawali glutation podjęzykowo, co jest pozbawione sensu (glutation jest trawiony w żołądku, ponieważ jest białkiem).
Mamy więc glutation, surowce do jego wytwarzania, prawdopodobnie słabo działające enzymy do jego produkcji, ale co z siarką? Okazuje się, że siarczyny blokują enzym s-transferazy glutationu. Enzym ten pozwala glutationowi robić swoją robotę - wyłapywać toksyny z organizmu.
To w zasadzie początek mojej pracy nad stwardnieniem zanikowym bocznym, ale zamierzam to w przerwach w pracy nad SM kontynować. Ten długi post pokazuje, że do tej samej choroby mogą prowadzić drogi z różnych stron. Może spadać system obrony (SOD, gluatation lub transferazy glutationu), może (chociaż nie musi) wzrastać poziom ataku (toksyny). W następnym poście zajmiemy się genami związanymi z transferazami glutationu. Niektóre geny są z częścią chorych na ALS powiązane wprost.
Swoją drogą dziwię się, że jeszcze nikt na świecie nie wpadł na to, żeby chorym robić iniekcje glutationu. Sam to robiłem (badania nad SM), podobnie jak większość kulturystów oczyszczających wątroby i ich żony poprawiające cerę. Lek bez żadnych znanych skutków ubocznych w cenie 200 zł/10 dni. Niewielka cena za ewentualne 10 dni życia.
Jak można nabyć preparat z glutationu, słyszałam kiedyś że również pomaga na inne choroby z autoagresji. Ja znalazłam kilka preparatów, ale tylko doustnych np. IMMUNOCAL
OdpowiedzUsuńznalazłam też coś takiego Etheric Delivery Glutathione - Glutation liposomowy
OdpowiedzUsuńwarto spróbować na Hasi i łuszczycę ?
Ostatnimi czasy zrobiło się chłodniej, temperatury w okolicach 20 nie 30 stopni. Myślę, że sporo osób z sm odczuwa poprawę. Wydaje mi się, że światło/gorąco wzmaga procesy zapalne. Do pewnego stopnia można sobie z tym radzić biorąc antyutleniacze i stosując dietę bezglutenową. Ciekawe jest też to, ze im bardziej na południe tym rzadsze występowanie SM chociaż średnie temperatury są wyższe. Tak, pamiętam o postach dotyczących melatoniny i długości nocy :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.ms-uk.org/hormones No proszę i melatonina doczekała się pracy naukowej.
OdpowiedzUsuńPanie Łukaszu, od dłuższego czasu staram się z Panem skontaktować w.s. współpracy w badaniu SM. wszystkie maile wracają (mam złe adresy). czy mogę prosić o kontakt (proszę o ręczne wpisanie maila): oskar małpa ibs24 kropka eu. z góry dziękuję.
OdpowiedzUsuńZ glutationem jest tak ze nagromadzenie wolnych rodnikow mocno obniza jego poziom tj.poprostu nie wyrabia...mutacja genu MTHFR tez przyczynia sie do problemow z detoksem i samym glutationem...i wiele wiele innych rzeczy(przewaznie infekcje) - ogolnie temat rzeka mimo to podazasz dobrym tropem...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń